Tynki powoli schną, przyszedł czas żeby zagospodarować wstępnie oczyszczone deski szalunkowe, które na swoją szansę czekały dwa lata :). Pamiętam, że trochę się zżymałem kiedy majster, niemal zażądał że deski szalunkowe maja mieć 32 mm. Wiedział co mówi - nic nie puszczało przy laniu betonu, a ja zyskałem doskonały materiał do recyklingu :). Zrobienie stryszku z tych desek chodziło mi po głowie od dłuższego czasu, a że w dobie zarazy mam trochę więcej czasu, więc postanowiłem wziąć sprawy w swoje ręce i z pomocą syna, strych zrobić samodzielnie. Na strych poszło ok. 2 m3 desek z odzysku i udało mi się wykorzystać prawie wszystkie długie deski jakie miałem. Deski cięliśmy na rozmiar 2,75 do 3,85 i przy takim rozmiarze operacja w pojedynkę jest raczej wykluczona. Deski najpierw przycinaliśmy pod wymiar, później szlifowaliśmy wstępnie z wiórów i resztek betonu kątówką z tarczą listewkową 60, a później na gładko szlifierką mimośrodową też papierem 60 (taki miałem w zapasie i wyszło elegancko). Zrobienie strychu trochę czasu nam zajęło - szczególnie szlifowanie (4 dni na dwie osoby, po ok. 8-9 godzin harówki dziennie). Za to koszt ograniczony do minimum (poszło 5 tarcz listewkowych z 10 krążków papieru do szlifierki mimośrodowej i prąd). Jeszcze nie malowałem zakupionym impregnatem, ale całość obecnych wydatków szacuję na ok. 130 zł. Deski dostały nowe życie :).